Prolog

Słońce… Trawa… Szum drzew.
- Skarbie…!
Ja znam ten głos…
- Skarbie, chodź do mnie…!
- Mama…? Mamo… Gdzie jesteś?
- Choć do mnie skarbie… Jeszcze kilka kroków…
- Mama… - zaczynam płakać - Nie zostawiaj mnie…
- Nie zostawię cię. Nigdy.
- Gdzie jesteś?
- Spójrz na mnie…
Wiedzę. Widzę Cię! Mamo!
- Choć. Nic ci nie będzie.


Obudziłam się z wyprostowanymi rękami. Jakbym próbowała coś złapać. Usłyszałam swój głos. Wołałam swoją mamę. "To tylko sen" uspokoiłam się w duchu i odetchnęłam. Ten sam sen śni mi się od tygodnia.


Nazywam się Aika Hayashi.. Kiedy byłam mała mieszkałam w małym miasteczku w Japonii... Do czasu, gdy moi rodzice zaginęli. Nie pamiętam ich za dobrze. Właściwie, to mało pamiętam z czasów gdy żyli. Po ich śmierci zamieszkałam z koleżanką mamy na obrzeżach Tokio. Ale w końcu Izumi miała mnie dosyć i kiedy tylko mogła, pozbyła się mnie. W sumie mi to nie przeszkadza. Mieszkam sama, ale mam ładne mieszkanie i w sumie niczego mi nie brakuje. Ale jednak... cały czas wydaje mi się, że coś jest nie tak.
Spojrzałam na kalendarz wiszący nad moim łóżkiem. Czerwonym flamastrem jest zaznaczona jedna data. "To dziś" pomyślałam sobie i zabrałam się do przygotowywania do wyjścia.
Wyjęłam z szafy parę dżinsów i jakąś bluzkę po czym udałam się do łazienki.
Obmyłam swoją twarz letnią wodą i spojrzałam w lustro. Nic się nie zmieniło. Ten sam mały nos, te same ciemne oczy, długie rzęsy... I te same długie, proste, blond włosy... Chwila... Czy to są...
- Aaaa~~~!
Zakryłam usta by powstrzymać krzyk. Skuliłam się na podłodze jedną ręką wciąż trzymając umywalkę. Mocno rozszerzonymi oczami wpatrywałam się w kafelki na podłodze mojej łazienki. Serce waliło, jakby miało zaraz wyskoczyć i ledwo łapałam oddech. "To niemożliwe. Musiało mi się przewidzieć" powtarzałam sobie w duchu. Niezbyt mnie to jednak uspokoiło.
Po chwili gdy mój oddech się choć trochę uspokoił spróbowałam z powrotem wstać. Nogi miałam jak z waty. Moje ręce trzęsły się, choć były oparte o umywalkę. Spojrzałam w lustro. Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, choć nie sądziłam, że to możliwe. Na prawdę tam były. Para dużych, białych kocich uszu. "To niemożliwe, to sen..." powtarzałam, ale w niczym to nie pomagało. Stałam tak i wpatrywałam się w lustro,kiedy zadzwonił mój telefon. Na sam dźwięk dzwonka aż podskoczyłam. Dzwoniła Yuki.
Nawet nie zauważyłam kiedy podniosłam trzęsącą się rękę i dotknęła nią nich. Były miękkie w dotyku i ciepłe.
-Za minutę jesteśmy pod twoimi drzwiami. Możesz zacząć się ubierać - oznajmiła jak zawsze czymś rozbawiona. Oczywiście wiedziała, że nie jestem jeszcze gotowa. Od kiedy się znamy nie udało mi się wyjść z domu na czas. Gdyby nie Yuki nie byłoby mnie pewnie na połowie lekcji. Całe szczęście, że właśnie zaczęły się wakacje.
Szybko wciągnęłam na siebie przygotowane wcześniej ubrania i wyszłam do przedpokoju gdzie wisiało duże lustro w którym mogłabym się przejrzeć.
Nie jestem zbyt wysoka. Choć nie można też powiedzieć, żebym była niska. Znam dużo niższych od siebie dziewczyn.
Przyjrzałam się swojemu odbiciu. Biała bluzka z koronką przy dekolcie fajnie wyglądała z ciemnymi, krótkimi spodenki z podwyższonym stanem, ale... te uszy. Są przerażające. "Musze je czymś zakryć... " myślałam. W tej chwili byłam bliska histerii.
Pobiegłam z powrotem do swojej sypialni prawie przewracając się przy drzwiach. W panice zaczęłam wyrzucać z szafy wszystkie ubrania. Nareszcie! Gdzieś za pudełkami z biżuterią i gumkami do włosów znalazłam jasny kapelusz z granatową wstążką. Właśnie tego mi było trzeba. "Niech tylko pasuje" błagałam podchodząc do małego lusterka stojącego na komodzie. Ostrożnie włożyłam kapelusz na głowę. Tak! Idealnie zakrywał uszy.
W tym momencie zadzwonił domofon. Założyłam moje czarne trampki i wybiegłam z mieszkania. Niemal zapomniałam go zamknąć.


Kiedy wyszłam z budynku nikogo nie zobaczyłam. To było dziwne. Mogłam przysiądź, że słyszałam domofon.
- Wszystkiego Najlepszego! - usłyszałam głośny krzyk. Po chwili ujrzałam biegnącą prosto na mnie Juri. Wyglądała jak zawsze wspaniale. Słodka, zabawna… Po prostu Juri. Zanim się zorientowałam już mnie tuliła.
- Masz szesnaście lat mała! - wyszeptała mi do ucha i odsunęła się kawałek. Nim zdążyłam coś odpowiedzieć Yuki była obok.
- Prawie zdążyłaś – powiedziała z uśmiechem i mocno mnie uścisnęła.
- Też to zauważyłaś? W sumie, czekałyśmy chyba tylko 5 minut. To nowy rekord! - mówiła Juri z zapałem. Oh. Kocham te jej monologi. Często się zdarza, że podczas takiej „rozmowy” kilka razy kompletnie zmienia temat. Trzeba się do tego przyzwyczaić, ale skoro ja jestem tak cicha, że do wypowiedzenia się trzeba mnie zmuszać to chyba dobrze, że mam tak wygadaną przyjaciółkę.
Znam ją od dziecka. Poznałyśmy się, kiedy jeszcze mieszkałam z Izumi i jej narzeczonym. Od tamtej pory Juri była… Można powiedzieć, że często się zmieniała. Próbowała stylu Lolity, Ganguro, Decora, Emo… było tego mnóstwo. Ale teraz jest idealnie. Jest naprawdę sobą i chyba ona też to widzi.
- Okej. Chodźmy już. Nie będziemy tu przecież tak stały. - zaapelowała Yuki i już ruszyła w stronę ulicy. Cała ona. Poważna, elegancka… ale i często zwariowana. Trochę mi jej szkoda. Znam ją stosunkowo niedługo, bo od początku podstawówki, ale wiem, że zawsze chciała zostać fotografem. Ona po prostu to kocha. Jednak z tego co mi wiadomo, będzie pracować w restauracji jej rodziców razem z bratem. Jej rodzice z pewnością chcą, żeby była szczęśliwa, ale… Yuki jest uparta. Będzie im pomagać w interesie tak długo, jak to będzie konieczne… czyli zawsze.
- Idziecie?! - usłyszałam znów głos Yuki. Była już po drugiej stronie ulicy i kierowała się w stronę centrum. Nawet się na nas nie spojrzała. To… takie typowe.

Followers